Geneza „Losu utraconego”
Węgierski pisarz tłumacz żydowskiego pochodzenia Imre Kertesz w 1975 roku napisał powieść-wspomnienie Los utracony w oparciu o własne obozowe doświadczenia: pobyt zaledwie w wieku 14 lat w hitlerowskim Auschwitz-Birkenau, później w obozach w Buchenwaldzie i Zeitz.
Jak uważa autor powieść jest częścią trylogii ludzi bez losu (obok Fiaska i Kadyszu dla nienarodzonego dziecka), jest niezwykle osobistym, a jednocześnie głęboko uniwersalnym w swej wymowie rozrachunkiem i dokumentem masowej zbrodni ubiegłego stulecia. Europejscy i amerykańscy krytycy zgodnie uznali ją za dzieło znakomite, będące jedną z najbardziej przejmujących relacji obozowych.
Została przełożona na kilkanaście języków, prestiżowy magazyn „Publishers Weekly” nazwał ją książką nie dającą spokoju i zaliczył do najlepszych utworów wydanych w Stanach Zjednoczonych w 1992 roku, a dziesięć lat później - w 2002 roku – jej autora, nazywającego się pisarzem Holokaustu oraz twórcą literatury żydowskiej, uhonorowano Literacką Nagrodę Nobla. W uzasadnieniu można przeczytać, że Kertesz otrzymał wyróżnienie za swoje dzieło, które przeciwstawia kruchą egzystencję jednostki despotycznemu barbarzyństwu historii.
W jednym z wywiadów udzielonych z tej okazji, zapytany o powody napisania tej przejmującej, surowej książki, odpowiedział szczerze:
Napisałem tę powieść jak ktoś, kto w głębokościach ciemnej piwnicy ostrożnie posuwa się ku wyjściu: zdania tej książki wskazywały mi, jak nikłe światełka, drogę w betonowym bunkrze innego totalitaryzmu: dyktatury spod znaku sierpa i młota, i pomagały rozpoznać narzucony z zewnątrz nakaz, ciążący nad moim istnieniem: sytuację normalnego ludzkiego bytu, uznanego za bezprawny.
W innym z kolei dodał:
To bardzo interesujące, że dostałem nagrodę za pisanie o holokauście i przeciwko dyktaturom (…) może być w tym lekcja dla krajów Europy Wschodniej.
Znaczenie tytułu „Losu utraconego”
Tytuł Los utracony odnosi się do wymowy książki. Na koniec powieści, po powrocie do Budapesztu okazuje się, że bohater nie potrafi porozumieć się z ludźmi, a ci z kolei nie są w stanie zrozumieć jego sposobu myślenia. Na pytanie postawione przez dziennikarza:
(…)co teraz czuję, znów w domu i na widok miasta, które opuściłem?, odparł – Nienawiść.
W Gyorgy’m Kovesie obudziło się przekonanie, że prawdziwe życie – i szczęście – było w obozie. Z jego ust padają znaczące, zapadające w pamięć słowa:
Tak, przy najbliższej okazji, kiedy mnie znów zapytają, muszę im opowiedzieć o szczęściu obozów koncentracyjnych.
Jeśli zapytają. I jeśli sam nie zapomnę.
Fragment ten nie znaczy oczywiście, że w obozach śmierci panowała radosna atmosfera, a szczęście było udziałem każdego idącego do krematorium czy marznącego godzinami na wieczornym apelu.
Kertesz chciał powiedzieć – podobnie jak Tadeusz Borowski w swoich autobiograficznych Opowiadaniach - że nie da się wrócić do „normalnego” świata po tym, czego doświadczyło się w obozie, ponieważ ulga, radość z przeżycia zostają zamienione w niepewność, bezgraniczne poczucie obcości i wyalienowania, co w konsekwencji doprowadza do przekonania, że obóz był jedyną rzeczywistością, w której potrafiło się egzystować, tylko tam było się szczęśliwym.
W tym kontekście należy rozpatrywać tytuł powieści, który gorzko sugeruje, że los 14-letniego chłopca jest już losem utraconym, ponieważ rzeczywistość pasiaków, drutów, zimna, choroby, niedojadania, śmierci, bólu, cierpienia, pcheł żerujących na ranach, egzekucje, którym przyglądał się w tłumie innych więźniów, przeżycie kolejnego dnia, dodatkowa porcja jedzenia sprawiały, że czuł się bezpiecznie, że czuł się jak w domu, że czuł się szczęśliwy, że obozowe piekło stało się dla niego normalnością.
Czy fakt, że nie zrozumiał „utraty losu” jest tak straszny z naszej perspektywy, jak się wydaje? Chyba lepiej, że Gyorgy nie zdawał sobie sprawy z przemiany, jaka zaszła w jego nastoletnim sercu i umyśle podczas pobytu w Oświęcimiu, Buchenwaldzie i Zeitz. Strata czegoś, czego nie jesteśmy świadomi boli chyba mniej.
Problematyka „Losu utraconego”
Powieść Los utracony, napisana z perspektywy naiwnego, zupełnie nieświadomego tego, co się wokół niego dzieje 14-latka, dotyczy wielu problemów.
Pokazuje piekło hitlerowskich obozów, prawa w nich rządzące, warunki, jakie trzeba spełnić, by przeżyć. Bohater jest więźniem najpierw Oświęcimia, potem Buchenwaldu, a ostatecznie Zeitz. Relacjonuje z niezwykłą szczerością, nutą dziecięcej naiwności to, co tam widział od chwili przyjazdu: okradanie nowoprzybyłych z ich rzeczy, pieniędzy i złota pod pretekstem dezynfekcji, przypadkowe rozdzielanie ich na dwie kolumny: ludzi zdolnych do pracy i przeznaczonych do krematorium, brutalne golenie głów, spanie w pustym baraku, na cementowej podłodze, ciężka praca przy prawie braku wyżywienia.
Dzięki zaprzyjaźnieniu się z pewnym więźniem, poznaje kodeks obozowy. Trzeba było codziennie się myć, bez względu na porę roku i fakt, że łaźnia była pod gołym niebem. Poza tym z wieczornej porcji chleba należało zostawić sobie kawałek do porannej kawy, starać się za wszelką cenę nie myśleć o jedzeniu. Na apelu lub podczas marszu szansą na przeżycie było miejsce w środku szeregu, a w szacie rozlewania zupy - na końcu kolejki, gdyż wtedy dostanie się tę gęstą z dna kotła.
Kertesz opisał także podział obozowych więźniów na Finów - ze względu na swoją religię nie jedli obozowej zupy (nie wiadomo czym się odżywiali) i handlowali nią oraz na muzułmanów - wyglądali jak kościotrupy, snuli się jak cień, przestali się myć, nie mieli już siły do walki. Poza tym poświęcił sporo miejsca na wyłożenie sposobów ucieczki z obozu.
Pierwszy polegał na wyłączeniu się – ucieczce siłą wyobraźni gdziekolwiek, w niewoli tylko ona pozostała wolna. Drugi sposób wykorzystywano podczas porannej pobudki: ktoś próbował się ukryć w jakiejś dziurze czy zagłębieniu, aby móc pospać dłużej i nie wyjść na apel. Czasami się udawało i kapo nie doliczyli się, lecz czasami odnajdowano kryjówkę, wywlekano człowieka, bito go do nieprzytomności i rzucano na plac, by wszyscy widzieli, co spotka dezertera. Takie przedstawienie trwało po kilka godzin. Trzeci sposób ucieczki był dosłowny ostateczny. Gdy zdecydowało się na niego trzech Łotyszy, mimo iż znali dobrze okolicę, zostali złapani i powieszeni.
Jest to także według wielu krytyków przez wszystkim powieść o dojrzewaniu, o kształtowaniu się psychiki człowieka, którego młode lata przypadły na nieludzkie czasy i okrutną rzeczywistość, o dochodzeniu do prawdy o masowej zbrodni, jaka miała miejsce podczas II wojny światowej. Gyorgy Koves zostaje zabrany z Budapesztu jako 14-letni młokos, dzielący czas między szkołę a grę w karty czy całowanie się z sąsiadką. Gdy po roku wraca do domu, nie jest już tym samym chłopcem. I nie chodzi tu tylko o zmianę w wyglądzie, która jest także druzgocząca (gdy naciskał dowolny punkt swojego ciała, długo na nim pozostawał ślad po wklęśnięciu, jakby wkładał palec w ser, jego młoda twarz była pokryta zmarszczkami, utykał na chorą nogę), lecz o psychikę nastolatka, którego 12 miesięcy pobytu w obozie zamieniło w przygnębionego, zrezygnowanego, smutnego staruszka czekającego tylko na śmierć. Ale czy mogło stać się inaczej, jeśli, aby przeżyć w obozie, Gyorgy musiał podporządkować się jego regułom, zacząć traktować więzienne życie jak coś normalnego, przyzwyczaić się, aby „przeżyć”.
Los utracony to także opowieść o Żydach, a dokładniej o ich sytuacji w czasie II wojny wiwatowej. Na przykładzie losów Gyorgy’ego, jego rodziny i sąsiadów dowiadujemy się o represjach, okropnościach i zbrodniach popełnionych wobec tego narodu. Przykładów jest bez liku. Wystarczy wymienić chociażby przymus wyjazdu do obozu pracy, jaki objął ojca bohatera (i w końcu go zabił) i jego ojczyma, noszenie przez Żydów na ramieniu żółtej gwiazdy, zakaz przekraczania granicy (chyba że miało się legitymację ze specjalną pieczątką komendanta), zakaz prowadzenia przez osoby nieczystej krwi interesów przy jednoczesnym zmniejszeniu racji żywnościowych, podróżowanie na pomoście ostatniego wagonu tramwaju, nigdzie indziej. Po zamknięciu narratora w obozach koncentracyjnych, mamy jeszcze jeden dokument mordowania, nękania, poniżania i tłamszenia ludzi pochodzenia żydowskiego, tym bardziej zapadający w pamięć, że przekazany oczami nastolatka.
Bohater Losu utraconego, podobnie jak postacie z innych książek Kertesza, mimo iż ocalał z obozu hitlerowskiego, uratował siebie, to jednak poniósł większą chyba stratę: utracił najbliższych i sens życia.
Ponadczasowość i siła „Losu utraconego”
Choć literatura pełna jest ważnych świadectw z obozów zagłady, temat Holocaustu jest wciąż eksploatowany – z większym lub mniejszym powodzeniem, to jednak powieść Imrego Kertesza Los utracony na ich tle jest dziełem wyjątkowym. Dlaczego? Ponieważ jest to dokument zbrodni hitlerowskich na narodzie żydowskim, pokazany z autobiograficznej perspektywy ufnego nastolatka, dla którego groza obozowego życia jest tak samo „normalna” i prosta, jak język dzieła.
Siła i ponadczasowość Losu utraconego, nazywanego arcydziełem prostoty, jego wiarygodność i przejmujący wydźwięk tkwią właśnie w warstwie leksykalnej powieści, którą cechują niezwykle nienaturalny jak na zaledwie 14-letniego narratora, beznamiętny, pozbawiony emocji obiektywizm, chłód relacji, prostota słów, powściągliwość wypowiedzi, czego przykładem może być fragment, gdy podczas rozmowy ze starszą koleżanką, wstrząśniętą i urażoną przymusem naznaczania żydowskich ubrań żółtą gwiazdą, kończy jej wypowiedź stanowczym stwierdzeniem:
Zresztą człowiek nie decyduje sam o pewnych różnicach, w końcu właśnie po to, jak wiem, są żółte gwiazdy, dodając naiwnie: Długo dyskutowaliśmy, nie wiem po co, przecież prawdę mówiąc, sprawa nie wydawała mi się aż tak ważna.
Dla jednych taki zabieg jest tym, co przyciąga i nie pozwala się oderwać od lektury, wzmaga grozę obozowej rzeczywistości, zwraca uwagę na szybkość, z jaką piekło stało się normalnością, dla innych – taki brak intensywnej reakcji, nie obwinianie nikogo za swój los sprawia, że przekaz Gyorgy’ego jest nienaturalny.
Węgierski Noblista pokazał, że Holocaust, którego doświadczył na własnej skórze, był nie tylko czasem strachu, przerażenia, lecz także okresem naiwności, chwilowej nudy, ciągłej niepewności, stąd nasuwa się od razu skojarzenie z filmem Życie jest piękne Roberto Beniniego, w którym świat obozu koncentracyjnego jest także przedstawiony oczami znudzonego dziecka.
Podobnie jak dla bohatera tego Oscarowego filmu, tak i dla narratora powieści Kertesza, jedynym punktem odniesienia staje się rzeczywistość obozowa, jej „tu i teraz”. Reguły rządzące więzieniem są tak naturalne i „zwyczajne”, jak chodzenie do szkoły czy mycie zębów przed snem. Bohater nie zagłębia się w opisywaniu swoich cierpień, nie poddaje krytyce praw rządzących otaczającą go rzeczywistością. Po krótkim zastanowieniu zawsze dochodzi do wniosku, że mają one swoje uzasadnione racje, że inne być nie mogą:
A jako ostateczne narzędzie zawsze i wszędzie jest bicie. W tym względzie ja też odebrałem należną mi część, oczywiście, ale nie większą – jeśli nie mniejszą – niż zwykła, przeciętna, powszednia, jak ktokolwiek, jak którykolwiek z nas, która nie jest następstwem jakiegoś szczególnego, osobistego pecha, lecz tylko normalnych warunków w naszym obozie.
Tym bardziej jeszcze mrozi optymizm chłopca, który, choć świadomy obecności krematoriów czy kary za ucieczkę, stara się żyć w miarę „normalnie”. Jedynym aspektem obozowej egzystencji, która budzi jego gniew czy niezadowolenie, jest fakt, iż na nic zdają się w niej wiadomości, jakie przez lata wkładali mu do głowy nauczyciele. Chłopiec chłodno podsumowuje:
Powinienem się uczyć wyłącznie o Auschwitz-Birkenau. Należało mi wszystko wyjaśnić: szczerze, uczciwie, dorzecznie. A ja przez cztery lata nie słyszałem w szkole na ten temat ani słowa. (…) Tak więc poniosłem stratę, bo dopiero tu musiałem zmądrzeć.
Konstatując, miłośnicy literatury wojenno-obozowej, do jakiej zalicza się Los utracony, czy po prostu wielbiciele książek, kochają powieść Kertesza za jasne i klarowne spojrzenie, za oszczędny i wyciszony styl, za beznamiętną chwilami prasowość, właściwą także tekstom Ryszarda Kapuścińskiego czy Hanny Krall. Noblista w wywiadach, pytany o swój styl, odpowiada:
Opowiadam linearnie i prosto i w ogóle nie spektakularnie czy nowocześnie. Ma to swoje powody: w tej historii czas nie należy do narratora lecz do władzy. Nawet czas został mu narzucony.
Autor pokazał, że nie istnieje granica bólu i upokorzenia, jakiej człowiek nie może znieść, ponieważ w odpowiednio wykreowanej rzeczywistości przetrzyma podróż w wagonach bydlęcych, gniazdo na świeżej ranie uwite przez pchły i wszy, odżywianie się kromką chleba na dzień, mycie w zimnej wodzie, załadowanie na wózek z trupami, dzielenie koca z trupem i zadowolenie, że zje się jego porcję zupy z pokrzyw. Węgierski pisarz dał dowód na to, że jeśli człowiek musi, zniesie wszystko.
Plan wydarzeń „Losu utraconego”
1.Spokojne i dostatnie życie z ojcem i macochą.
2.Pożegnalna kolacja z rodzicem wezwanym do służby pracy.
3.Zamknięcie gimnazjum.
4.Nowe zakazy dla Żydów.
5.Praca w cegielni.
6.Pomoc finansowa i rzeczowa pana Süto.
7.Zatrzymanie chłopca.
8.Nocleg w koszarach.
9.Podróż pociągiem w ścisku i tłoku.
10.Obóz w Oświęcimiu.
11.Przeniesienie do Buchenwaldu.
12.Obóz w Zeit.
13.Przyjaźń z Bandim Citromem.
14.Ciężka praca, głód i wyczerpanie.
15.Załamanie psychiczne.
16.Choroba.
17.Szpital obozowy w Gleina.
18.Przewóz do Buchenwaldu.
19.Troskliwa opieka personelu.
20.Wyzwolenie.
21.Powrót do domu.
Bohaterowie „Losu utraconego”
Gyorgy Koves – był Żydem, Węgrem z Budapesztu. Miał piętnaście lat, gdy trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, skąd przeniesiono go do Buchenwaldu i do obozu w Zeitz. Przeżył tam głód, chorobę, prawdziwe piekło na ziemi. Po wyzwoleniu wrócił do domu, gdzie dowiedział się o śmierci ojca.
Ojciec bohatera – Żyd, w czasie wojny został powołany do służby pracy, umarł w obozie w Mauthausen. Przed wojną miał skład drewna, sklep, zapewniał rodzinie życie w dostatku i spokoju. Miał drugą żonę, z którą wychowywał syna, gdyż po rozwodzie sąd jemu przyznał opiekę nad chłopcem.
Matka bohatera – Żydówka, przeżyła wojnę, jej drugi mąż nie powrócił ze służby pracy.
Macocha bohatera – Żydówka, gdy dowiedziała się, że jej mąż umarł (ojciec Gyorgy’ego), wyszła drugi raz za mąż, za pana Süto (pomocnika jej pierwszego męża), który podczas wojny jej pomagał, otoczył troskliwą opieką i uratował majątek swego poprzednika.
Bandi Citrom – kolega bohatera w obozie. Żyd, Węgier z Budapesztu, od początku wojny w służbie pracy, na Ukrainie zbierał miny, potem pobił się z plutonowym, stracił w bójce zęby i złamał kość nosową. Trafił do karnej kompani, stamtąd do Oświęcimia, a potem znalazł się w Zeitz. Pouczył Gyorgy’ego jak należy postępować, aby przeżyć w obozie.
Pietka – Polak, pielęgniarz, opiekował się chorymi w bloku szpitalnym w Buchenwaldzie. Był młody, dobry, uśmiechnięty, uczynny. Miał około dwudziestu lat, zaokrągloną twarz, spod czapki wystawały mu kasztanowe włosy. Palił w piecu, mył podłogę, poprawiał chorym pościel, przynosił basen do łóżka, spał z nimi na jednej sali, co wieczór mówił im dobranoc, a rano dzień dobry, podawał zupę, prowadził karty chorobowe pacjentów, które podczas obchodu przeglądał lekarz naczelny. Co wieczór przychodzili do niego na pogawędkę pielęgniarze z innych sal: Zbyszek (był Polakiem) i Bogusz (był Czechem).